Zmęczona

  1. Jestem zmęczona.  Brakiem szacunku  człowieka do człowieka.  .Do historia  życia , doświadczeń i uczuć. Do wspólnej historii  , relacji.

    Jestem zmęczona brakiem pokory i zakapiorstwem niektórych  ludzi.  Ludzi , którzy  ” przed chwilą  ” zapewniali, że zawsze  będą , by później  się obrazać.

    Racja musi być po ich stronie. W imię swojej racji strzelają i ranią. Obojętni na łzy.

    Jestem naprawdę zmęczona. Życie  i tak jest trudne czy musi być jeszcze trudniejsze.

    Trudno mi dostrzec Światełko w tych ciemnych tunelach . Proszę o modlitwe 🙏 

Zapominamy

  • Na palcach  jednej  ręki  mogłabym  zliczyć , kiedy ktoś pierwszy wyciągnął  do mnie dłoń , po jakiejś  kłótni .

    Raczej  to zawsze   ja to robiłam i została mi ta umiejętność. Nie ważne wtedy jest dla mnie czy to ja mam racje czy nie , bo odpowiedź  na pytanie : czy bardziej zależy  mi na mojej racji czy człowieku , z którym jestem w relacji- brzmi- człowiek.

    Nie zawsze to sìę „opłacało”, ludzie mimo to poznikali z mojego życia , a ja zostałam z traumami  z którymi  zmagam się dziś ,ale wiem , że moja duma nie powstrzymała mnie , by postarać się  wyjść z własnej perpektywy , spróbować zrozumieć,  porozmawiać wyjaśnić…

    Wcale nie śpieszymy się kochać ludzi , bo na codzienne  zapominamy , że tak szybko odchodzą. Rafleksja jest krótka.
    Tracimy czas na nie odbieranie telefonu, nie odpisywanie   na smsy. Na ignorowanie, unikanie. Czekamy …nawet czasem nie wiemy na co.

    Ja  od śmierci Jarka już nigdy nie zapomnę , że ktoś moźe wyjść i nie wrócić. Ja od czterech  lat towarzysząc Mamie w ciężkiej chorobie  uczę się tego jak życie jest kruche.

    Wiem , że może nagle zabraknąć  czasu na wyjaśnianie czegokolwiek.

    Tak często  okazuje się nad grobem bliskiej nam osoby , że ten konflikt jest tak nie istotny ….

    I co czy zostaje satysfakcja, że czekałam na ruch tej osoby , bo to JA MIAŁAM RACJĘ?

Śmierć

Gdy miałam  prawie 13 lat – 13 października 2002 roku- odszedł z tego świata  mój Dziadek  Zbyszek.  W sumie  jedyny Dziadek,  które miałam.  Jeden z dwóch  mężczyzn  , którym  z pewnością  na mnie  zależało . Drugim był Jarek..

Obaj -stety dla nich , niestety  dla mnie – są już Tam .

Od śmierci  Dziadka, ale też i Jarka teń świat  wędruję  w jakąś niezadobrą stronę,  a ludzie, ludzie brak słów

Dlatego  śmierć,  przejście  Tam nie   przeraża.
Czasem ponad siły wydaje się życie  tu…

Katolicy

Dużo  się słyszy i mówi o hejcie na Kościół  Katolicki.  Afery z księżmi  są wyłapywane i nagłaśniane.  Tak działają media. Jest to woda na młyn dla wielu  środowisk , którym niepodrodze z Kościołem i to mnie już nie dziwi.

Natomiast zadziwiają mnie ataki tzw. Tradycjonalistów ( chociaż zastanawiam  się nad tym terminem , bo sama uważam się za tradycjonalistkę) na inny katolików , którzy szanuję tradycję  , ale biorą udział w wydarzenia ekumenicznych , ewangelizacyjnych itp. i tam posługują .

Nikomu krzywdy nie robią. Działają na Chwałę Bożą.

Takim kimś jest Marcin Zielińska.  Z zadziwieniem obserwowałam nagonkę  ludzi Kościoła na niego.

Niektóre tablice na fejsie  zapełniły się  filmikami i artykułami na temat tego jak Marcin  Zieliński  znieważa Jezu , jak się Go wyparł itp.

Festiwal jakiegoś rodzaju nienawiści  w wykonaniu Bożych  ludzi ( ponąć) na  brata w wierze .

Zastanawiałam się czy tym ludziom nie szkoda czasu ?  Czy nie jest to już jakaś obsesja?

Kościół Katolicki  jest pełen scieżek , które  prowadzą  do Jezusa.  Bez wątpienia Msza Święta w Kościele  jest najważniesza.

Ale wydarzenia ewangelizacyjne czy ekumeniczne na stadionach odbywają się i  bo tam nawracają się ludzie  i wracają do Kościoła.

Po za tym  nauczyłam  się , że  najważniejsza  powinna być moja relacja z Bogiem. Moja osobista i na to  przede wszystkim  mam przeznaczać mój  czas….

Tępo

Kim jestem ? Ile i czy wogóle jestem warta? Czy coś mnie trzyma na tym świecie? Kto mnie lubi, szanuje TAKĄ JAĶĄ JESTEM teraz ? Kto szczerze zapłakałby za mną gdybyy mi się coś stało?

 

To tylko namiastka pytań, które niemal codziennie krążą mi po głowie…

 

Odpowiedzi, które przychodzą mi do głowy, nie ułatwiają mi wstania z łóżka…

 

Jednak wstaję i zmagam się sama ze sobą.

 

Z poczuciem winy, że to może jest przeze mnie, że jestem taka ,a nie inna , że powinna to zrobić , a nie robię,że stałam się słabeuszem , którego mało kto lubi szanuje i akceptuje…

 

A jednak , gdy ktoś ode mnie coś chce staram się pomóc…

 

Chciałbym szybciej zdrowię, ale mam swoje wolne tępo…

 

Ale

To były jedne/ kolejne z tych dni , które  chciałam po prostu  przetrwać. Małej ilości osób  już ufam, ale zaufałam  kolejnej i znów  zostałam przejechana…

Chyba nigdy nie pojmę  jak ludzie  mogą w podły sposób  wykorzystać informacje , przekręcić je  i uderzyć w ciebie…

Mnóstwo osób zwierzało mi się, czasem gadając na innych.

Nie mam już z nimi kontaktu , bo wychodziłam na najgorszą, ale nigdy nie wykorzystałam wiedzy , by w nich uderzyć

Znowu muszę odchorować tak jak zawsze… Patrząc   jednak na Mamę, która  bardzo  źle się czuję po chemii…-włączył  mi się tryb czuwania nad nią -tak dobrze mi znany od kilku lat, więc to zajmuję mi bardziej  głowę.

Ale zastanawiam się ile jeszcze  dam radę udźwignąć? Ile jeszcze  damy radę udźwignąć?

Słychać

Co słychać ?-  to pytanie,  które  mało komu zadaję,  ale  i  też rzadko  od kogo słyszę.

Może i lepiej , bo jest dla mnie niełatwe pytanie .

Gdybym chciała tak szczerze  odpowiedzieć, musiałbym wpuścić do swojego wewnętrznego labiryntu , poopowiadać  o nim.  A to są  trudne treści. Na to nie ma czasu.  Czasami też  nie ma zrozumienia

Ale przy tych rozważaniach  przypomniałam
Sobie sytuacje z przed dobrych 15 lat.

Kiedy przypadkiem spotkałam pewną osobę po latach
Zadałam jej pytanie : co słychać? 

Dochodziły  mnie przeróżne plotki na temat tej osoby, którym nigdy  nie dawałam wiary. Nie patrzyłam przez nie na tę osobę . Nigdy jej nie skreśliłam.

W rozmowie  z tą osobą usłyszałam, że chciała ze mną  porozmawiać  , bo było widać  w moich oczach  , że naprawdę  chce się dowiedzieć  co u niej , a nie tego, co z tego co mówili to prawda.

Tak -dobrze  ta osoba  zobaczyła moje intencje. 

Samiutkiego

11 sierpień- ostatni dzień  pielgrzymki. Nie lubiłam tego dnia i wejścia do Częstochowy. 

Nie dlatego,  że to był koniec. Po 2 tygodniach chciałam  się wyspać, spokojnie wykąpać czy załatwić się bez kolejki.

Niektóre,  były tak ciężkie  psychicznie- szczególnie ta po śmierci  Jarka- że cieszyłam sìę na koniec.

Ja  bałam się , że po dojściu do Częstochowy po Mszy Świętej, jak dobiegniemy do aurtokaru , by się przebrać itp.

To przez ten cały chaos  zostanę sama pod autokarem czekając na czuwanie.

Oczywiście  dbałam  o to by,tak nie było i tak się nigdy nie zdarzyło.

Dlaczego  się bałam?  Ponieważ bardzo często  było tak , że po osiągnięciu  celu nie czuło się już wspólnoty.  Każdy sobie i w swoją stronę.

Współczułam  również  zawsze pierwszakom ( pielgrzymi , którzy byli pierwszy raz byli na pielgrzymce), często inaczej  wyobrażali sobie wejście do Częstochowy  i pobyt tam. Czuli się zagubieni.

Parę razy udało mi się jednak doświadczyć wspólnoty  do samiutkiego końca.

To się stało po zmianie grupy. Zobaczyłam , że wiele zależy  od tego jak kapłan – przewodnik jednoczy grupę przez całe 2 tygodnie i dba o to by tak zostało  do momentu ,aż autokar  dowiezie nas do domu.

Kurs

Doświaczyłam już samoakceptacji.  Tego , że można lubić siebie  . Wiedzieć , że sie nie wpisuje  w kanony piękna  , ale i tak czuć się ok. Znam tę drogę i  podobała mi się.

I choć szanowałam opinie  innych to znałam prawdę  o sobie.

Gdzieś  podczas  tych wszystkich  wichrów i burz starałam się przetrwać, ale mocno zboczyłam z tego kursu.
 
Tak często nie mam siły ,by szukać tej drogi , ale przecież  już na niej byłam, więc może nic stracone?

” Ład i pokój we mnie  zaprowadzasz . Cała ma nadzieja  tylko w Tobie „

Wieczność

7 sierpnia – to data urodzin  Jarka. Nie mogłam zapamiętać tej daty. Zawsze
Bylam na pielrzymce . Pamiętałam,  że to wtedy gdy wychodzimy z Poddębic , ale i tak dzwonìłam dzień  później.

Nie miał pretensji . Ta data wyryła mi się w pamięć  , gdy Jarek zginą.

Hmm  taka ciekawostka.

Jarek kojarzy mi się ze spokojem i bezpieczeństwem emocjonalnym.

Dla mnie był jak ojciec , brat i przyjaciel. Jedną z nielicznych  osób  , na którą zawsze mogłam  liczyć.

Póki co wątpię,  że jeszcze  na nowo doświadczenie  podobnego  męskiego wsparcia w moim życiu

Wieczności w Niebie Jarek.