24 listopada

Pewnego piątkowego wieczoru, zanim wszyscy rozeszliśmy się spać, stałam w kuchni, a Jarek oparty o mikrofalówkę, patrzył na swoje podrapane ( przez kota) ręce.:

– Boli? -zapytałam.

A on na to z uśmiechem:

– Nie, no co Ty !

– Więc będziesz żył – odparłam.

– Będę, będę żył .

Odwrócił się i poszedł do góry spać. Zwykły koniec dnia…

Następnego dnia, w sobotę 24  listopada 2018 roku ,po godzinie 5:00 przebudziłam się i zobaczyłam, że pali się światło w kuchni. To był znak , że Jarek wstał i szykuje się do pracy. Jeszcze długo po jego śmierci, budziłam się o tej porze i sprawdzałam czy światło się świeci….

Tego samego dnia, po godzinie 10:00, dostałam informację, która sprawiła, że było wiadomo , iż już nigdy nic nie będzie takie samo…, zwłaszcza dla mojej Mamy.

Moje początki z Jarkiem, nie należały do łatwych, przyznaje. Miałam 17 lat , byłam nieufna i sceptyczna . Z perspektywy czasu, myślę, że wynikało to przede wszystkim z tego, że mężczyźni (chłopacy) na których mi najbardziej zależało lub „powinno” im zależeć , ranili mnie, odrzucali lub w jakiś inny sposób znikają z mojego życia.

Myślę, że Jarek to rozumiał. Nie zgrywał ani „ dobrego wujka” żeby wkupić się w moje łaski, ani nie próbował mnie wychowywać. Zaznaczał, że jest mi przyjazny i ze swoim spokojem , cierpliwością i pokorą, wchodził w mój świat, na tyle, na ile mu pozwalałam.

Przy Jarku, poczułam/zobaczyłam czym jest bezpieczeństwo , które powinien dawać mężczyzna rodzinie, czym jest szacunek i miłość mężczyzny do kobiety (do mojej Mamy) . Jest  to praca przede wszystkim  nad sobą.  Mogłam zawsze na niego liczyć. Często był moja „pełnosprawnością”.

I choć nigdy nie powiedziałam do niego „TATO” , to te słowo, stało się o wiele mniej obce dla mnie… i o wiele cieplejsze… Mogłam odpowiadać na pytania typu: A gdzie twój Tata? A gdzie Rodzice?

DZIĘKUJĘ

„(…) trzeba  od dziś.  Jutro późno może  być… , bo życie  to krótki  film. „

Życie

Jestem zaskoczona, że o tym piszę, ale czuję takie przynaglenie, żeby po prostu przedstawić SWOJE stanowisko, które wynika z mojej wiary, ale też ze zwykłych ludzkich obserwacji i etyki, oraz z moje własnego życiowego doświadczenia.

Dlaczego zaskoczona? Bo mam na tyle ten temat poukładany w sobie, na tyle jasną i niezmienną postawę, że nie wchodzę już od dawna w internetowe polemiki na ten temat.

Jeżdżę na wózku od urodzenia, dlatego, że mam porażenie mózgowe, które jest „skutkiem ubocznym” ratowania mi życia po moim przyjściu na świat. Za późno przetoczyli mi krew po urodzeniu. W łonie mamy rozwijałam się prawidłowo, choć przeżyła ona w tym czasie wiele stresów, których nie powinna doświadczać kobieta w tym stanie.

Nie wszyscy cieszyli się, że moja mama jest w ciąży ze mną. Mimo, że została praktycznie bez dachu nad głową, z jednym małym dzieckiem pod ręką, a z drugim w brzuchu, ze świadomością, że będzie młodą, samotną matką, nie miała wątpliwości, że ze „zlepku komórek”, który nosi w sobie, nie rozwinie się: gąsienica, rybka czy kapusta, ale tylko i wyłącznie JA:

JA- NOWA ISTOTA LUDZKA, DZIECKO, KTÓRE MA PRAWO ŻYĆ.

Jestem przeciwko aborcji – mordowaniu nienarodzonych dzieci. Jestem świadoma jak wygląda taki „zabieg” i słowo morderstwo, moim zdaniem, nie jest tu nadużyciem. Dla mnie to tak samo jak wziąć dzidziusia i powyrywać mu raczki, nóżki, oderwać od ciałka główkę.

Dzisiaj jesteś zdrowy i być może masz stabilną sytuację życiową. A co jeśli jutro to stracisz? Ma Cię ktoś wtedy prawo zabić?

Jestem kobietą, wiem, że każda moja decyzja o pójściu z chłopakiem do łóżka mogłaby się skończyć ciążą. Mam wybór. Moje ciało, moja sprawa – tak, to prawda – decyduję o współżyciu.

Jeżeli chodzi o gwałt to prawo polskie dopuszcza aborcję… Choć zawsze powtarzam, że gdybym zaszła w ciążę, w wyniku gwałtu – nie wiem co bym pomyślała… ale mam nadzieję, że ludzie, którymi się otaczam, aborcję wybiliby mi z głowy… Uchronili mnie tym samym od dodatkowej wielkiej traumy…

Czasami nie chce mi się żyć, to prawda…. Wybacz Boże, ale to nie wynika z faktu, że jeżdżę na wózku. Oczywiście, nie jest to takie proste jak się ludziom dookoła mnie wydaje, „bo przecież sobie nieźle radzę”, „bo tylko jeżdżę na wózku”.

Czasami nie chce mi się żyć, bo dla tych, których byłam „błogosławieństwem”, staję się problemem. Bo ludzie ranią, odrzucają mnie. Bo tracę… Boli mnie fałsz, egoizm, niewdzięczność… a ze słownika znikają słowa: przepraszam i dziękuję. Bo potrzebuję wsparcia, którego czasem nie znajduję, bo doświadczam bardzo trudnych rzeczy (np. tragiczna śmierć Jarka) itp. Po prostu czasem wydaje mi się, że nie mam siły już na więcej…. ale ŻYJĘ.

„Jest w ludziach taka zdolność do tego, żeby innych krzywdzić, jest w ludziach taka zdolność, że mimo, że zostali powołani do miłości, to nic z tej miłości nie zostaje w nich i są totalnie krzywdzący innych (…) zgorszenie to jest po prostu nie tylko takie coś, że ktoś zobaczył mój zły czyn i pomyślał (…) : coś tam złego zrobił ten ktoś. Nie, zgorszenie polega na tym, że ty swoim działaniem czynisz kogoś dużo gorszym. Czyli kogoś skrzywdziłeś i on potem nosi skutki tej krzywdy przez całe życie. Na tym polega zgorszenie.”

Siła

Wiecie, wracam ostatnio coraz częściej wspomnieniami do listopada 2018 roku, co nie jest trudne, bo nadal z tym wszystkim się układam….

Zachodzę w głowę: jak parę dni po tragicznej śmierci Jarka dałam radę, mimo wszystko, uśmiechać się do ludzi i z nimi normalnie rozmawiać, odpisywać na wiadomości… Świadczyć o Bogu i robić to wszystko szczerze i z serca, mimo bólu… Znalazłam tylko jedną odpowiedź… On sam.

Zapadła mi w pamięć też jedna rozmowa, z kimś, z kim przez różne koleje losu, nie miałam przez dłuższy czas kontaktu. Opowiedział mi o swoim życiu i problemach. Odpowiedziałam, że jest w takim, a nie innym położeniu, przez swoje niektóre decyzje i może to zmienić….

Na wiele rzeczy w życiu nie mamy wpływu. To prawda. Często musimy znieść konsekwencje czyichś błędnych decyzji. O tym też doskonale wiem… Myślę jednak, że ten wybór zależy od nas.

Chrześcijaństwo to wybór. Wiara to łaska, ale też decyzja. Wiara to relacja, którą trzeba budować dzień po dniu, a wtedy zmienia Ciebie i Twoje życie.

„Nie wie nikt co się może stać. Nie wie nikt co się jeszcze zdarzy.

Gdy ból skrzywi bladą twarz to i tak zostaniemy z tym sami.

Ja nie mówię, że to ma sens. Ja nie twierdzę też, że to na nic.

Tylko życie tak trudne jest, potrzeba siły, by sobie z nim radzić.

To jest wielka tajemnica: Co dla kogo zapisane?
W gwiazdy patrząc – nie odmienisz nic.”