Lato kojarzy mi się z wakacjami w Kwidzynie . U moich śp. dziadków. Jeździłam do nich przez kilkanaście pierwszych lat życia. Z działką ,na którą mnie zabierali. Z balkonem w ich mieszkaniu , na którym myślałam o życiu . To tam zaczynałam swoje przemyślenia przelewać na papier. Z psami ,kotami i końmi, na których jeździłam podczas hipoterapii.
Lato kojarzy mi się z obozami wspólnotowi , gdzie uczyłam się być bez mamy i radzić sobie z tęsknotą itp. No i z pielgrzymkami, na których zaczęłam świadomie poznawać swoją wiarę,ale też uczyć się radzenia sobie w różnych warunkach . Uczyłam się również prosić o pomoc i przyjmować ją z wdzięcznością.
Paradoksalnie przez większość życia, wakacje były dla mnie czasem bardziej spędzonym z Bogiem niż reszta roku. Był to czas codziennych Mszy Świętych i modlitw. Często w czasie roku szkolnego nie wiele czasu poświęcałam na modlitwę lub wręcz w ogóle.
Ograniczałam się do niezbędnego minimum czyli niedzielnej Eucharystii (chociaż też nie zawsze). Błędnie zakładałam , że w wakacje „nadrobię” wszystkie duchowe zaniedbane i potem się poprawię. No i próbowałam , ale różnie mi to wychodziło.
Dzisiaj wiem , że spędzałam wakacje z Bogiem, ale mało spędzałam z Nim czasu na co dzień . Nie dawałam ,więc szansy, by owoce tego czasu dojrzały . Teraz wiem, że nie warto robić sobie przerwy od Pana Boga, w żadnym czasie .Nie muszę od Niego odpoczywać.