Piotr dzisiejszych czasów.

Papieża Franciszka- Piotra dzisiejszych czasów jedni „ kochają”, drudzy obrażają … Moim zdaniem może wynikać to z tego , że niestety często jego wypowiedzi są wyrywane z kontekstu . Tego typu zabiegi często zmieniają sens wypowiedzi . To jest krzywdzące .

Usłyszałam jaki czas temu od księdza , że Pan Bóg zawsze powołuje danego człowieka, najlepszego w danym momencie ,do konkretnego zadania . Trzeba w to wierzyć i zaufać mimo, że po ludzku często jesteśmy sceptyczni.

Mi Franciszek kojarzy się z pokorą i prostym ,bardzo ludzkim przekazem Bożej miłości. Powrotem do korzeni chrześcijaństwa. Przypomina światu czym jest miłosierdzie Boże i co to znaczy życie Ewangelią. Jest blisko ludzi i ich problemów.

Sakrament chrztu.

To co nas „związuje” z Jezusem , a równocześnie z Kościołem to sakrament chrztu. Jest to przejście ze śmierci do życia w inną rzeczywistość. Umiera w nas „stary człowiek”i rodzi nowy. Gdy mamy jakieś trudności lub upadamy, trzeba pamiętać, , że ten „nowy człowiek” w nas żyje.

Każda trudność/ cierpienie jest jak krzyż, na którym umiera w nas „stary człowiek”. Z Jezusem mamy szansę pokonać naszą słabość, nasz grzech i powstać. W dobrych okresach naszego życia trzeba mieć świadomość ,że jesteśmy nadal grzeszni. Życie z Jezusem daje nam szansę i uczy nas zło dobrem zwyciężać.

Sakrament chrztu dokonuję się w nas przez całe życie. Ludzie na różnych etapach życia, odkrywają moc tego sakramentu i wchodzą do Kościoła, by się w nim zakorzenić Myślę , że ja tak świadomie zaczęłam odkrywać moc tego sakramentu ponad rok temu.

Wspólnota jest miejscem, gdzie przez duchową więź jest nam łatwiej przybliżyć się do Boga i żyć według chrześcijańskich zasad . Zwłaszcza w świecie ,gdzie często zapomina się o Bogu, a wiara w Niego jest wyśmiewana. . W naszym świadomym życiu jest potrzebne potwierdzenie przez nas sakramentu chrztu, który otrzymaliśmy, dzięki decyzji rodziców.

Nie bójmy się pustyni.

Pustynia – kojarzyła mi się z nieciekawym miejscem , z niechcianą samotnością, z czymś trudnym. Dlatego nie widziałam w tym czasie żadnych pozytywów. Z własnej woli raczej bym na nią nie poszła.

Choć nie raz miałam pewnych rzeczy dość i chciałam coś zmienić, wszystko zostawić. Trwało to jednak moment i znów chciałam przebywać z ludźmi, mieć kontakt ze znajomymi. Często żyłam problemami innych , by nie myśleć nad swoimi, unikając konfrontacji z własnym życiem.

Choć wiele razy miałam okazję „wyjść na pustynie”. Oddalić się na jakiś czas od znajomych. Miałam szansę, by spotkać się z moim „prawdziwym ja” i porozmawiać z Bogiem. Zmienić życie na lepsze .

Nie korzystałam z tego zaproszenia ponieważ się bałam. Bałam się, że coś stracę, coś mnie ominie. „Świat” o mnie zapomni…Bałam się prawdy ( szczególnie tej trudnej) o sobie i moim życiu. Bałam się, że będę tam zupełne sama i nie dam rady. I tu miałam rację . Nie dałabym rady bez Boga ,ani wtedy ani teraz.

„Pójść na pustynie” trzeba bez osoby towarzyszącej. Jest to miejsce, gdzie idę spotkać się z Bogiem. On mnie przez nią prowadzi. Pomaga przetrwać to co trudne, zmienia mnie, a przez to zmienia się moje życie.

W ubiegły roku przeszłam z Bogiem przez pustynie. Wykorzystałam szansę na zacieśnienie więzi z Jezusem. To było trudne, ale warte tego bólu. Zmieniło to mnie i moje życie na lepsze. Nie bójmy się pustyni.