„Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mojego”
Odrzucony, osamotniony, umiera na krzyżu, do samego końca posłuszny swojemu Ojcu.
A Ty… czemu lub komu oddajesz swojego „ducha”?
Myślę, że każdy z nas, czy wierzy czy nie wierzy, bardziej lub mniej świadomie tego swojego ducha oddaje.
Czasem w życiu bywa beznadziejnie i jesteśmy w tym sami, a przynajmniej tak się nam wydaje. Jezusowi raczej też, bardzo delikatnie mówiąc, na tym krzyżu nie było wesoło, a pod krzyżem tłumów nie było. A to czego doświadczył… to nawet nie mam słów…
Apostołowie bali się, może nawet się zawiedli, bo przecież miała być jakaś rewolucja, a niektórzy widzieli w Nim przywódcę, który miał wprowadzić nowe porządki, a tu co – koniec?
Nie ma życia bez krzyża, nie ma chrześcijaństwa bez krzyża, ale krzyż to nie koniec. Wręcz przeciwnie…