Ulotna

Jest kilka takich filmów  , które wywarły na mnie takie wrażenie  i zapadły  mi tak w pamięć, że wracam do nich i oglądam  ponownie, gdy jest ku temu okazja.

Historia psa Hachito, który  po nagłej śmierci  swojego pana , do końca swojego życia wiernie czekał na właściciela , należy do takich obrazów .

Pierwszy  raz  ogładałam tę historię ,długo przed śmiercią  Jarka.  

Zapamiętałam ten film jako piękną i wzrusząjacą historię o silniej więzi psa z człowiekiem.

2 lata temu-  w Wielkanoc- wróciłam  do tego filmu.  Okazało się, że doświadczenie nagłej śmierci   Jarka i tego co się dzieje z naszym czarnym kotem , który  był najbardziej związany z Jarkiem , uczynił ten film trudniejszym dla mnie w odbiorze.

Myślę, że gdybym  obejrzała ” Johnnego”  czy też  ” Anię ”  4 lata temu , tematyka tych filmów, nie byłaby mi ,aż tak bliska. Wiele z tych wątków  zostałoby ,w sferze  wyobraźni .
A refleksje  , którą niosą tego typu historie  byłaby  bardziej  ulotnia i mniej zakorzeniona we mnie.

Chociaż  nikomu nie życzę  takiego typu doswiadczeń….- to niestety-  najczęściej  one są prawdziwą okazją do spojrzenia w głąb siebie i przewartościowania życia.

Może  to jest  te „dobro” , które  można z nich wynieść?

Absurd

„Pomagać czy nie pomagać ? ” – zapytał mnie proboszcz- wprowadzając  do kaplicy.

Mój  śp. dziadek  kochał mnie z moimi  ograniczeniami i nic nie chciał we mnie  zmieniać.

Moja  mama wychowywała mnie w ” realiźmie ” tak to nazywam. Rozumiem  przez to ,  to że ani nie dramatyzowała z powodu  mojej choroby, ani nie udawała , że ten wózek  to nic takiego, ale nauczyła mnie samodzielności na tyle, na ile pozwalał mój stan oraz proszenia i przyjmowania pomocy . Co w moim życiu  jak myślę każdego  człowieka  jest ważną  umiejętnością.

Miałam też zawsze  dystans do  swojej choroby . Nie miałam i nie mam problemu z tym moi rówieśnicy mowili do np. swoich rodziców, że ” idą do chorej Asi ” .

Po prostu było pieć dziewczyn  no podwórku  o tym samym imieniu i ja się tym akurat  „wyróżniam” .  To wszystko  czyniło moje życie takim normalnym …

Wybaczcie, nie będę  poprawna politycznie. Wiem , że powinnam napisać , że jestem osobą z niepełnosprawnościami, ale ja jestem osobą niepełnosprawną. Nie widzę nic złego  w tym , że wiele  osób tytułuje mnie:  ” Asi na  wózku ” ,” ta niepełnosprawna dziewczyna” . NIkt tu nie ma nic złego na myśli…., a nawet jeśli ma to stwierdza fakt…

Nie obrażają mnie też  dowcipy o niepłosprawnych czy też wiele innych zochowań , które  teraz uważane   są za nietaktowne. Dla mnie  były i są normalne np . ktoś wysoki kuca przy mnie , żeby było łatwiej nam romawiać.

Mam też świadomość , że  jestem  niepełnosprawna , więc nie wszystko  jest dla mnie np. bieganie. Nie każdy zawód  byłby dla mnie .Nawet  gdybym  była zdrowa.

Czy to mnie wyklucza/ dyskrymyniuje ?
No nie.  Przynajmniej  ja tak tego nie odczuwam ….
Po prostu  każdy ma inne powołanie, predyspozycje i talenty…

Moje wątpliwości  budzi wiele rzeczy , które  są uważane  za zmiany na lepsze, w słownictwie czy  zachowaniach ludzkich. Ich celem jest  sprawić , żebym czuła się jak pełnowartościowy  i normalny człowiek .

Dlaczego ? Uważam, że  pewne procesy człowiek  musi przejść sam i znaleźć pewne rzeczy  w sobie bez względu  na okoliczności wewnętrzne i ludzkie zachowania.

Po drugie osoby , ktore mnie widzą czy poznają często  się stresują , ale nie samym faktem , że jeżdzę na wózku tylko tym , że w telewizji  słyszeli ,  jak nie powinni się zachowywać  i się głubią …..

Jak dla mnie ,to mija się z celem i jest w tym pewien  absurd  …..

Ja się z tym nie utożsamiam i już wolę jak ludzie zapominają przy mnie o tej ” poprawności politycznej” i zachowują się tak jak czują….

Niewiadoma

” Wiesz jak to jest- dzisiaj jestem jutro mnie nie ma …” Niby się to wie , ale gdy ten moment  staje się faktem, towarzyszy jemu ( w większości  przypadków) szok/ niedowierzanie, chociaż  pewne jest to , że ta chwila  nadejdzie.  Wielką niewiadomą jest tylko- kiedy i jak?

Przeciągu ostatnich 4 lat doświadczyłam  paru takich chwil, w których  zdawałam  sobie  sprawę,  naprawdę liczyłam się z tym , że pewne osoby  już nigdy nie wejdą przez drzwi  mojego mieszkania .

Choć taka świadomość jest trudna ,  śmierć  Jarka nauczyła mnie tej możliwości nie odpychać i nie udawać , że tak na pewno nie będzie, bo tego nie wiem…

Naprawdę  ważne  jest jak się  wzajemnie  traktujemy, jak się witamy i żegnamy.  Za każdym razem może  to być ostatni  raz.