„O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie. (…)”
Zastanawiam się ostatnio nad fragmentem tego czytania. Czy to jest w ogóle możliwe: nie martwić się? Chyba trzeba by było nic nie czuć i wszystko i wszystkich mieć w dupie, ale to niezbyt dobra droga…
Martwimy się bo na kimś nam bardzo zależy lub na czymś nam zależy, a często nie wiele możemy zrobić. Jutro jest niepewne, a życie jest jakie jest…
Myślę, że nie chodzi tu o to, żeby mieć wyrąbane, nie przeżywać lub udawać, że jest lepiej niż jest, ale o to by o tym wszystkim rozmawiać z Bogiem, oddawać mu to wszystko i nie zatapiać się, ale mieć nadzieję… i robić swoje.
Przypomnij sobie ile już razy nie miałeś siły, nic się nie układało, ile razy się poddawałeś? Ale ktoś… ale coś… i nadal jesteś…
Więc jest nadzieja, że i tym razem tak będzie.
Życzę Ci, żeby nigdy nie zabrakło Ci tej nadziei, a nawet jeżeli to żeby zawsze w pobliżu Ciebie był ktoś kto będzie Ci próbował wlewać w serce tę nadzieję.