Szmata

Co jest w życiu najważniejsze?

Każdy z nas zadaje te pytanie , a jeśli szuka odpowiedzi to i jakąś znajduje. Na rożnych etapach życia, odpowiedź na to pytanie może być nie co inna . Ja ostatnio bardzo wyraźnie widzę , że jedną z najważniejszych rzeczy w życiu jest szacunek do drugiego człowieka. Często brakuję nam tego. Za to wykazujemy się dużym tupetem. Nierzadko jesteśmy bezczelni.

Brakuje nam  szacunku do starszych. Nawet jeżeli z kimś się nie zgadzam to te osoby żyją kilkanaście, kilkadziesiąt lat dłużej na tym świecie ,więc pewnie coś tam o życiu wiedzą.

Szacunku do „dawnych miłości” . Często zadawałam pytanie moim kolegom: -Jak to jest, że jeszcze niedawno kochałeś ją „na zabój” ,a teraz wyzywasz od szmat?

Rodzice… hmmm często mamy im dużo do zarzucenia ( być może słusznie) … Wytykamy im to co zawsze robili lub czego nigdy nie zrobili… Ale prawda jest taka , ze przekazali nam życie. Gdyby nie oni ,nas by nie było. A wtedy nie moglibyśmy mieć tych wszystkich pretensji …

Takich przykładów mogłabym jeszcze mnożyć.

Jestem wdzięczna , że mam szacunek do drugiego człowieka. Do starszej osoby, księdza, nauczyciela itp. Zostałam wychowana tak, by pewnych granic w relacjach z innymi ludźmi ,nigdy nie przekraczać… Dlatego nie przekraczam ich nawet wtedy, gdy jestem zła czy zraniona . Dlatego , że  emocje przechodzą, a szacunek do siebie i innych zostaje.

Trudno, ale prawdziwie.

Są w Piśmie Świętym takie słowa, które zapadły mi szczególnie w pamięć. Takie zdania wypowiedziane przez Jezusa, które za każdym razem czytane przez księdza w Kościele, poruszają moje serce.

Do taki słów należą te: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23)

Słyszałam to zdanie wielokrotnie . Wcześniej interpretowałam je w ten sposób: – Mam nie być egoistką , mam myśleć o innych, akceptować swoją niepełnosprawność i żyć według przykazań . Proste . – myślałam.

Pewnie w tej interpretacji swoje racje miałam. Może musiałam dojrzeć, by zrozumieć na nowo sens tych słów i zacząć nimi żyć.

Dzisiaj widzę, że w wielu sytuacjach, nie umiałam zaprzeć się siebie i iść za Jezusem, a tym bardziej naśladować Go . Wcale nie dla tego, że byłam egoistką , nie brałam swojego krzyża i nie żyłam według dekalogu. Ale chciałam , żeby to Jezus szedł za mną…

Wciągu tych ostatnich dwóch lat zrozumiałam, co to znaczy „ zaprzeć się siebie” ( dla mnie). Nauczyłam się radykalizmu w moich życiowych decyzjach. Tak jak już pisałam, w pewnych sprawach , nie ma miejsca na kompromis. Ze złem nie można dyskutować..

Zaparłam się siebie ,gdy odpuściłam sobie kontakty z pewnymi bliskimi mi ludźmi. Wybrałam życie w prawdzie . Gdy uwielbiałam Boga w bardzo trudnych sytuacjach . Ufając ( lub bardzo chcąc ufać), że choć bardzo boli ,to dobrze się dzieje. Uczyłam się błogosławić tym, którzy mnie ranią. To wszystko nie jest już takie proste…

Moim krzyżem, okazały się trudne sytuacje w moim życiu, których nie pojmuję. Rodzinnie relacje , których na ten moment nie ma….Staram się to wszystko akceptować, bo jak to mawia moja mama :

– Jest trudno, ale przynajmniej prawdziwie.