Od zawsze byłam uczona dystansu do siebie ,do choroby. Umiejętności żartowania z tego. Często ze śmiechem stwierdzałam , że jedyną prostą i ładną rzeczą, którą posiadam to oczy. Jestem wdzięczna, że to potrafię. Ale była to dla mnie również ucieczka. Uciekałam przed konfrontacją z własnymi kompleksami i swoją kobiecością. Bóg znalazł jednak sposób, bym zmierzyła się z tymi obszarami.
Kiedyś w mojej szafie ,można było znaleźć: sporo dżinsów, dresów i za dużych bluz z kapturem. Włosy , najczęściej wiązałam w kitka. To wszystko , było wygodne i praktycznie . Czułam się bezpiecznie. Ale chodziło mi o coś jeszcze.
„ Chowałam się ” pod taką stylizacją . Ukrywałam moje kompleksy: krzywy kręgosłup, krzywe nogi z przykurczami. Przez to, że jestem chora na mózgowe porażenie dziecięce jeżdżę na wózku, a moje ciało jest mocno pokrzywione .
Spięte włosy, miały kamuflować odstające ucho. Od 13 roku życia uśmiechając się, zasłaniałam usta, ukrywając krzywe zęby. To wszystko zaczęło mi szczególnie dokuczać, w okresie dojrzewania. Wydawało mi się, że przede wszystkim to ludzie widzą, jak na mnie patrzą.
Oczywiście, do tego wszystkiego dołączył się jeszcze trądzik i łupież, z którymi dzielnie walczyłam. Przy tych wszystkich kompleksach, wózek wydawał się najmniejszy problemem.
Jeszcze parę lat temu nie było opcji , żebym tak po prostu założyła sukienkę. Jeżeli już to od święta, a najlepiej to w ogóle. Uważałam , że sukienki lub inne typowo kobiece ciuchy, absolutnie nie są dla mnie.
Jak wiele dziewczyn, mając naście lat zakochałam się. Doświadczenie miłości spowodowało we mnie bunt na chorobę i pierwszą świadomą akceptacje mojej niepełnosprawności. Przyznałam też, że chcę podobać się chłopakom. Jako kobieta marzę o tym, by jakiś chłopak mnie pokochał, ale boję się, że to się nie stanie ponieważ nie jestem” typową pięknością”. To był ważny krok do przodu, w tym temacie.
W międzyczasie wyprostowałam zęby. Ze zdziwieniem odkryłam też , że moje krzywizny nie są, aż tak widoczne dla innych, jak myślałam.
Kolejnym przełomowym momentem, było wesele mojego brata. Przyjaciółka rodziny przekonała mnie wtedy , że muszę kupić sobie sukienkę na tę okazję. Nigdy wcześniej nie przymierzyłam tylu sukienek jednego dnia , ale co ważniejsze zobaczyłam , że jest wiele sukienek, w których moja pokrzywiona sylwetka wygląda o wiele lepiej, niż w za dużych bluzach i dżinsach .
Od tamtego dnia , w mojej szafie pojawiało się coraz więcej sukienek , tunik . Legginsy , okazały wygodniejsze niż spodnie. Nauczyłam się również malować i przestałam bać się rozpuszczać włosy . Bez „ale” uczyłam się ,dziękować za komplementy.
W ostatnim czasie , o wiele bardziej lubię siebie. Starając się akceptować moje pokrzywione ciało i wierzyć/widzieć , że i tak jestem piękna .