Zagubieni.

Mój kolega ateista, w szkole średniej chodził na religię, bo lubił rozmawiać z księdzem. Jednak uczciwie mówił, że w Boga nie wierzy. Z tego powodu nie zdecydował się na bierzmowanie (logiczne) . Ksiądz na koniec roku wystawił mu piątkę z religii, za uczciwą i konkretną postawę.

Nie mogłabym być za aborcją i eutanazjom, będąc chrześcijanką. Pomagać i wspierać osoby niepełnosprawne, kochać dzieci jednocześnie będąc zwolenniczką czarnych protestów oraz brać w nich udział. Po prostu uważam, że pewne spawy się wykluczają . I jeśli szukamy kompromisu, z czasem stajemy się nijacy , niespójni i zagubieni.

Tak, znam te wszystkiego argumenty za i przeciw. Tłumaczenie takich postaw tolerancją, akceptacją i nowoczesnością. Mnie to nie przekonuje. Nie da się iść w dwie przeciwne strony… Życie to sztuka kompromisów , ale też dokonywania wyborów.

Mówi się, że trzeba umieć w życiu iść na kompromis. To prawda, ale są sprawy , w których nie ma miejsca na kompromisy. Pewne aspekty życia , są albo białe albo czarne. Wreszcie, są momenty, w których trzeba dokonać wyboru. Zdecydować się na jedną, konkretną drogę.

Podpowiedź.

Gdy ponad rok podjęłam świadomą decyzję, że chce być chrześcijanką „na serio”, po „okresie cukierkowym”, przyszły bardzo trudne dla mnie momenty ( nie pierwsze i nie ostatnie takie) .

Momenty pełne wątpliwości, strachu i bezsilności. Czułam się znów taka mała…. Mimo wszystko starałam się trwać w modlitwie (nie było to łatwe).

Pewnego dnia napisałam do jednej z moich koleżanek. Opisałam co przeżywam i poprosiłam o modlitwę. Miałam takie przekonanie, że właśnie ona  to zrozumie. Nie myliłam się . Wsparła mnie dobrym słowem i zapewniła o modlitwie. Ale oprócz tego dała mi radę .

Poradziła mi, żebym w takim trudnym czasie, mówiła w myślach :„Jezu Ty się tym zajmij !” . Bym powtarzała to zdanie nawet kilkadziesiąt razy dziennie , a „Góra” na pewno pomoże. Sama tego doświadczyła. Postanowiłam spróbować i przetrwałam . Od tamtego momenty, gdy jest mi ciężko i trudno mi się modlić, wypowiadam tylko (albo aż) to zdanie.

Natomiast około dwóch tygodni temu dostałam od księdza obrazek. Schowałam go do torebki i wróciłam do domu. Parę godzin później oglądając obrazek odkryłam, że na odwrocie znajduję się : RÓŻANIEC ZAUFANIA ks. Dolindo Ruotolo. Co prawda nie znam  historii księdza Dolindo , ale mam nadzieję ,że wkrótce będę miała okazję przeczytać książkę.

Można uznać , że ten obrazek to przypadek, ale ja wierzę , że to „podpowiedź” Ducha Świętego. „Podpowiedź”, bym nie tylko mówiła( w trudnych chwilach): „Jezu Ty się tym zajmij!” , ale na co dzień modliła się Różańcem Zaufania.

(NIE)jestem ciężarem.

Po pierwsze zobaczyłem, że moja słabość zmusza mnie do szukania pomocy, pokazuje, że nie jestem samowystarczalny i potrzebuję innych.”

W tych słowach wyraża się, to czego przez całe życie uczyła mnie moja niepełnosprawność. Były i są sprawy, których sama „nie przeskoczę”. Musiałam nauczyć się prosić o pomoc i ją przyjmować . Bywa to frustrujące. Czy jestem przez to ciężarem dla innych ? Czy moje życie to wieczna udręka?

Gdybym nie zjeździła na wózku i nie znała swojego życia , ani tego świata, a wiedzę o nim czerpała z przekazów medialnych, hmmm odpowiedź mogłaby brzmieć tak…

Nie dziwię się ludziom zdrowym, którzy zupełnie nie mieli styczności z niepełnosprawnością , że kalectwo jest dla nich wielkim dramatem. Rozumiem, że obcy ludzie współczują mi. Wydaję im się, że cierpię, jestem nieszczęśliwa, bo nie mogę chodzić. To dobrze, że są wrażliwi.

Przekazy medialne to jedno , ale niestety samo środowisko osób niepełnosprawnych i ich opiekunowie  nierzadko kreują wizerunek, który wzbudza tylko litości . „ Zachęca” do płakania nad naszym potwornie ciężkim los, w którym nie ma miejsca na normalność , uśmiech i szczęście. Przez co sami spychamy się na margines społeczny.

Oczywiście trzeba mówić o problemach, z którymi się borykamy. Nie zaczarowywać rzeczywistości, ani jej nie koloryzować, ale też nie pozbawiać wszystkich kolorów. Nie przedstawiać tylko w czarnych barwach… Mówić o tym co trzeba zmienić, ale nie zapomin, że już wiele zmieniło się na lepsze.

To prawda nie są mi obce stany depresyjne. Wylałam wiele łez. Doświadczyłam odrzucenia. Parę razy dałam się wykorzystać no i nie raz myślałam, że jestem ciężarem. Mimo to moje życie to nie jest udręka ,bo się czasem uśmiecham , bo są ludzie, którzy mnie szanują, lubią , a nawet kochają.

Wielu z nich mi chętnie pomaga, ale ja też jestem dla nich wsparciem. Posiadam marzenia, które się ,od czasu do czasu spełniają. Mam plany,  do  których realizacji dążę. Owszem posiadam ograniczenia, ale mam też talenty , które rozwijam.

Hmmm , czy nie mamy podobnie?