Duch Święty – dopiero ze dwa lata temu zaczęłam go na nowo „odkrywać”, a może nawet pierwszy raz w życiu naprawdę go poznawać… O ile Boga i Jezusa doświadczałam to Duch Święty, był dla mnie obcy . Był „gołąbkiem z obrazów”. Teraz wiem , że takie podejście utrudniało mi m.in. modlitwę, której jak już wspominałam w codziennym moim życiu było mało.
Dzisiaj chcę opowiedzieć o dwóch momentach , w których bardzo wyraźnie zobaczyłam działanie Ducha Świętego , wydawało by się w bardzo prostych sprawach. W sytuacjach, w których bardzo łatwo można zobaczyć zwykły przypadek, ale czy na pewno? Ja sądzę, że nie…
Jadąc do Bazylei na Taizé obawiałam się bariery językowej. Dlatego pierwszego dnia ,podczas wieczornej modlitwy, poprosiłam Ducha Świętego bym mimo ,że słabo znam angielski( tyle co ze szkoły, piosenek i filmów) rozumiała ,to co się do mnie mówi. Byłam mile zaskoczona ,bo tak się stało i na dodatek potrafiłam, jako tako odpowiadać po angielsku.
Teraz będąc w Wilnie na spotkaniu z Papieżem Franciszkiem , gdy dowiedziałam się , że nie będzie tłumaczenia na angielski ( tym bardziej na polski), poprosiłam :
– Duchu Święty nie znam litewskiego ani hiszpańskiego, ale spraw bym jakoś rozumiała.
Gdy czekaliśmy na przybycie Papieża, ustaliśmy przy barierkach , obok mnie stała dziewczyna ( jak się później okazało Gabija. Litewska nauczycielka języka angielskiego). W pewnym momencie, gdy Papież zaczął głosić homilię, zaczęła nam sama z siebie, tłumaczyć na angielski i robiła to do końca spotkania. Dzięki Gabiji rozumieliśmy i mogliśmy bardziej świadomie przeżyć ten czas.
Jestem przekonana , że to nie był tylko zbieg okoliczność. Duch Święty wysłuchał mojej prośby.
–
O ile w litewskim faktycznie miałaś szczęście – o tyle sprawa z angielskim nie jest niczym nadzwyczajnym.
Nauka angielskiego szła mi bardzo ciężko, po zakończeniu edukacji miałem przerwę, a potem poszedłem do pracy. W pracy angielski był niekonieczny, ale dobrze było mieć poziom podstawowy i okazało się, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, że się dogaduję. Wspomnienia ze szkoły i szkolna nauka języków ma niewiele wspólnego z realnym życiem. W szkole męczysz się z pisownią, składnią, kilkunastoma czasami i pilnujesz, by prawidłowo powiedzieć każde zdanie pod groźbą złej oceny. W życiu mówisz tak jak umiesz, inni też nie są zwykle Anglikami i okazuje się to, co u Ciebie w Taize – umiesz, choć nie wiedziałaś, że umiesz.
Pozdrawiam.