Ładnych parę lat temu byłam na konferencji prowadzonej przez ojca Szustaka. W pewnym momencie przypomniał o tym, jak Jezus powołał celnika Mateusza. Zapytał potem:
– Znacie tę historię, prawda? A wyobraźcie sobie teraz, że macie swoje życie, jesteście w pracy, i podchodzi do was jakiś obcy facet i mówi: „Zostaw wszystko i chodź za mną”.
Pomyślałam sobie: Wow, faktycznie tam musiało się stać coś niezwykłego, skoro Mateusz wstał i poszedł za Jezusem, a tak naprawdę wiedział o Nim bardzo mało (o ile w ogóle coś wiedział…).
Uświadomiłam sobie wtedy, że my znamy zakończenia tych historii i przyjmujemy je/słuchamy ich jako coś oczywistego…
Zazdrościmy „bohaterom” Ewangelii tego, że widzieli Jezusa, doświadczali jego cudów i było im łatwiej
.A oni też czuli się zagubieni, brakowało im nadziei, też uczyli się ufać i wierzyć, przeżywali kryzysy, wątpili, nie wiedzieli…
Jeśli masz jakiś kryzys i ogólnie jest do kitu… Nie wiem jak się potoczy Twoja historia i nie powiem, że będzie dobrze.
Nie wiem też jak potoczy się moja historia. Jest tyle niewiadomych, nie jest łatwo, ale to jeszcze nie koniec. Nie poddawaj się. Po prostu to my teraz, tak jak oni kiedyś, nie znamy zakończenia…