Kiedyś czekałam na kogoś na dworze i obserwowałam chodzących po chodniku ludzi. Jedni rozmawiali przez telefon, inni się uśmiechali do mnie , a jeszcze inni szli w milczeniu, o czymś myśląc.
– Boże każdy z tych ludzi ma własną historię, którą mógłby opowiedzieć. Każdego z nich kochasz tak samo bez żadnych ” ale” – pomyślałam . Uświadomiłam sobie wtedy, bardzo ważną, choć wydawałoby się prostą prawdę o Bożej miłości.
Dzisiaj wracam do tej myśli. Najtrudniej zaakceptować Bożą miłości, gdy ktoś nas rani i jeszcze mu się powodzi, a my mamy pod górkę. Zastanawiamy się wtedy , gdzie jest w tym wszystkim sprawiedliwość? A przecież modlimy się słowami „ (…) i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”
Są osoby w moim życiu , od których chciałabym usłyszeć „przepraszam”, ale wiem też, że nie muszę na to czekać, by tym osobom przebaczyć. Chowanie urazy wykańcza i zniewala zawsze najbardziej nas samych, a nie osobę , która nas skrzywdziła.
Sens przebaczenia odkryłam no nowo w dialogu z pewnego filmu. W jednej ze scen żona zapytała męża:
-Dlaczego ty tak wszystkim wybaczasz? – na co on odpowiedział,
– Bo wybacza się raz, a nienawidzić trzeba codziennie…
Myślę, że to jest nieco bardziej skomplikowane.
Nie wykańcza nas bowiem brak aktu wybaczenia, co ustawiczne myślenie w stylu „Kiedy ten wstrętny X w końcu zacznie myśleć, poprawi swoje zachowanie i mnie przeprosi!?!?”
Jeśli jednak uznajemy, że X nie jest wart naszej uwagi, zrywamy z nim stosunki i po kilku dniach przestajemy o nim myśleć – brak wybaczenia nie spowoduje nasze depresji. Po prostu usuwamy go ze swojego życia.
Niektórzy nie chcą się pogodzić, a jednocześnie nie zasługują na wybaczenie bez uprzednich przeprosin – to wcale jednak nie oznacza, że musimy się tym zadręczać.
Pozdrawiam.
Rozumiem, ale nie co mam inne zdanie 😉 Pozdrawiam 🙂