W ciągu życia, miałam cztery stany depresyjne. Poczucie prawdziwej beznadziei, bezsensu wszystkiego . Byłam na siebie zła. Za to, że jestem tak słaba. Nie mogę się uśmiechnąć. Nie chce mi się wstać z łóżka. Płakałam… , nie miałam siły nawet udawać, że jest dobrze .
W moim przypadku było najgorsze to, że nawet nie wiedziałam, o co mi chodzi. Dlaczego jestem w tak złym stanie. Wszystkie powody, które znajdowałam, dla mnie samej, wydawały się błahe…
Słowa pocieszenia wydawały się tak puste. Często przynosiły odwrotny skutek , a nawet chwilami denerwowały . Jednak nie miałam siły na wyrażanie jakichkolwiek emocji. Było mi wszystko jedno. Manekin bez życia.
Taka ciemność…. Trudno ubrać to w słowa. To chyba jedna z rzeczy, której jak się nie doświadczy to się nie zrozumie.
Towarzyszyły mi myśli samobójcze. Jednak nawet w takim stanie, nie mogłam zapomnieć, tak do końca o Bogu. O tym ,że to On decyduję o tym, kiedy się rodzimy i umieramy. Modliłam się , więc o śmierć. Jednak wiedziałam , że moja śmierć zraniła by moich bliskich, w szczególności mamę. W tamtych momentach moim krzyżem , było to, że muszę żyć.
Trudno mi określić, gdzie przebiega granica między smutkiem, a stanem, który prowadzi do depresji. Natomiast wiem, że bywa bardzo cienka . Depresja to choroba . Nie jest wymysłem ludzi, którzy nie radzą sobie życie.