Po Internecie krąży wiele „złotych myśli”. Ludzie nierzadko udostępniając je odsłaniają swój aktualny stan emocjonalny. Ja doszłam do wniosku, że czytając je na pierwszy rzut oka się zgadzam, ale po głębszym zastanowieniu się nad daną „myślą” mówię sobie : „niby tak, ale…”
„Ostatnio każdy mój dzień jest taki sam, je***a rutyna, monotonność szarego życia”
Musi się coś dziać, musi być to coś, a jak nie ma to co – lipa?
Wiecie co uwielbiam w Bogu? To, że jest niezmienny, a Jego słowo, choć te same, to aktualne. Że nasza relacja jest taka niezwykła w swojej normalności, choć to nie znaczy, że momentami mnie nie zaskakuje.
Może to jest nasz problem… że nie doceniamy tej szarej rutyny bo zbyt dobrze ją znamy by docenić jej barwy, których na pierwszy rzut oka nie widać…, że skupiamy się na swoich wyobrażeniach, a nie na tym co mamy tuż obok siebie…?
Myślę, że problem nie tkwi w samej rutynie, lecz w poczuciu sensu oraz uciążliwości.
Jeśli rutynowa czynność ma dla mnie sens oraz nie jest uciążliwa – akceptuję ją.
Jeśli rutynowa czynność ma dla mnie sens, ale jest uciążliwa – sprawdzam, czy nie da się tego zmienić.
Jeśli rutynowa czynność nie dla mnie sensu, a dodatkowo jest uciążliwa – buntuję się.
Wspomniana przez Ciebie myśl dotyczy tego ostatniego wariantu.
Pozdrawiam.