Po nawróceniu, gdy się zakorzeniłam w moim „nowym” życiu, wszystkie lęki oddawałam Panu. Pamiętając, że nie pochodzą one od Boga.
Pojawił się jednak, wśród znanych mi lęków, zupełnie nowy lęk … Bałam się tego, że wydarzy się coś, co spowoduje, że zwątpię i stracę żywą wiarę… Prosiłam więc bym nigdy nie zwątpiła….
Gdy zginął Jarek chodziłam na rekolekcje, w których się „schowałam” i wypłakiwałam się Jezusowi. Pewna znajoma chwyciła mnie za rękę, spojrzała w moje zapłakane oczy i powiedziała:
– Asia, proszę Cię… nie obrażaj się na Pana Boga…
Tak, stało się coś dramatycznego. Coś, czego nie rozumiem… Mogłoby to zachwiać mocno moją wiarą i ludzie by to zrozumieli… Ale tak się nie stało. Myślę, że to by był najgłupszy krok, który mogłabym teraz zrobić: powiedzieć Bogu -NIE!
Moje modlitwy z początków nawrócenia zostały wysłuchane… Czy trzeba stracić by zyskać ? Nie wiem… ale nadal wierzę i mówię Bogu TAK !
„Co dla człowieka jest końcem, dla Boga jest początkiem.”
Lęk o utratę głębokiej wiary też miewam. Ale Ufam Bogu, że wszystko co postawi na mojej drodze jest potrzebne.
Przykro mi z powodu Twojej straty. Cierpienie jest częścią tego ziemskiego życia. Ale jakże byłoby bardziej bolesne i trudne gdyby nie byłoby w nim Boga. Pozdrawiam